Lekarzu, nie zamieniaj mleka w wodę!

bi gdl 3 2016 200

Barbara Iwanik

Według Raportu o stanie karmienia w Polsce w 2015 r. aż 97,7% kobiet rozpoczyna karmienie piersią tuż po narodzinach dziecka. Większość z nich deklaruje chęć karmienia piersią przez co najmniej rok (33% chce karmić rok, 22% ponad rok, 17% ponad dwa lata). Co takiego się dzieje, że już w czwartym miesiącu życia tylko ok. 32% niemowląt jest karmionych wyłącznie piersią, a w 6 miesiącu współczynnik ten spada do zaledwie kilku procent? Okazuje się, że brak wiedzy personelu medycznego sprzyja pochopnym decyzjom o przedwczesnym odstawieniu dzieci od piersi.
Poprosiłam kobiety z mojego otoczenia, aby opowiedziały o problemach pojawiających się na linii karmiąca mama – personel medyczny. Włos jeży się na głowie!

Zaczyna się niewinnie, jeszcze na porodówce. Niby wszyscy wiedzą, że mleko mamy jest najlepsze, jednak już w pierwszej dobie zasiewają w kobietach ziarnko niepewności.

„Proszę powiedzieć, ile dziecko zjada”– pyta pediatra podczas obchodu, tak jakby piersi miały na sobie podziałkę z mililitrami...

„O! Już jest spadek masy (fizjologiczny przecież!), jak córka nie nadrobi, to nie puścimy was do domu!”– mówi neonatolog z mądrą miną, przekonany, że od niego zależy, kiedy matka z dzieckiem zdecydują się opuścić szpital.

„Oj, płacze ta pani dzidzia, chyba się nie najada”– kwituje położna nocny płacz noworodka (przecież każdy kto miał noworodka wie, że one są cichutkie jak baranki i całymi nocami leżą nieruchomo na muślinowym posłaniu, by nie przeszkadzać matce w relaksie).

„Pani to chyba nie ma dość pokarmu, trzeba będzie podać butelkę”– słowa wypowiedziane mimochodem przez ordynatora widzącego, jak obolała po cesarskim cięciu mama próbuje przystawić synka do piersi.

„Takie płaskie brodawki dziecku ciężko chwycić, to nie ma sensu”– wyrokuje oddziałowa „pani od laktacji”.

Certyfikowane doradczynie laktacyjne pocieszają, że nie ma takich błędów popełnionych na oddziale położniczym, których nie dałoby się naprawić po powrocie do domu. Jednak słowa ranią i pozostają na długo w pamięci.

A co jeśli faktycznie coś ze mną nie tak, co jeśli nie jestem w stanie wykarmić własnego dziecka? – boją się niektóre młode mamy.

Ledwo miną pierwsze wątpliwości i z pomocą wspierającego otoczenia uda się unormować laktację, ledwo młoda mama nauczy się czerpać radość z karmienia naturalnego, zaczyna się maraton pediatryczny. Znamy tą wyliczankę na pamięć: kolka, wysypka, alergia, szczepienia, gorączka... Okazji do słuchania złotych rad nie brakuje.

I tak: z powodu trzech kropek na skórze dziecka można z radosnej mamy jedzącej czekoladę i czereśnie prosto z drzewa stać się niewolnicą ryżu i gotowanego królika.

Z mamy śpiącej z dzieckiem w łóżku i karmiącej intuicyjnie, przez sen, można zostać mamą podającą na noc butelkę z mlekiem modyfikowanym, aby „wybić dziecku z głowy nocne pobudki” (cytuję pediatrę z doktoratem). Pewna puszysta pani doktor zarzekała się: „Nie ma czegoś takiego jak nocne karmienie. Człowiek nie potrzebuje jeść w nocy”.

Jeśli jakimś cudem kobieta wytrwa, karmiąc wyłącznie piersią do końca szóstego miesiąca życia dziecka, nie czeka na nią złoty medal. Wprost przeciwnie! Wcześniej były rady, sugestie, nienachalne zalecenia dla młodej, zagubionej matki. Teraz zacznie się dopiero „jazda bez trzymanki”...

Bo kto to widział karmić piersią takie duże dzieci?? Mają jeść zupki! przeciery! warzywa!

A dwulatek przy piersi? Perwersja! Patologia!

„Pani siedzi z dzieckiem w domu i chyba nie ma co robić, dlatego pani karmi. To jest normalne tylko w Afryce” – skwitował pewien doktor karmienie zgodne z zaleceniami WHO.

Personel medyczny nie docenia psychologicznych korzyści płynących z karmienia piersią. „On tylko memła”, „Tam już nic nie leci”, „Zrobiła sobie z pani smoczek” – tak podsumowują chwile bliskości między matką a wystraszonym szczepieniem dzieckiem.

Matki karmiące spotykają się również z odmową udzielenia pomocy lekarskiej. „Nie można leczyć się i karmić piersią. Córka ma już 9 miesięcy i to co najlepsze, już od pani dostała. Póki pani nie przestanie karmić, nic się nie poradzi”– usłyszała pewna mama od swojego lekarza rodzinnego.

To i tak nic przy ostrych słowach ginekologa: „Bolesne współżycie? No cóż, jak chce być pani matką Polką i nadal pani karmi piersią, to nie ma się co dziwić”.

Niektórzy mają też problem z liczeniem kalorii... „Pani doktor zakazała karmienia, mówiąc, że zagłodziłam przez nie swoje dziecko”. Wszystkich niedowiarków pragnę uświadomić, że mleko kobiece ma ok 3x więcej kalorii od gotowanej marchewki oraz nie ma mocy przemienienia się w wodę...

Na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia (polskiego, nie afrykańskiego) możemy przeczytać, że:

„Wyłączne karmienie piersią przez okres pierwszych 6 miesięcy życia dziecka jest najlepszym rozwiązaniem dla dziecka i celem, do którego należy dążyć, ale częściowe karmienie piersią, jak również krótszy czas karmienia piersią również są cenne. Żaden preparat zastępczy nie ma tak dobrego wpływu na rozwój dziecka, jak pokarm kobiecy, który jest najlepiej dopasowany do specyficznych potrzeb dziecka.

Po wprowadzaniu pokarmów uzupełniających Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN zaleca kontynuację karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane przez matkę i dziecko. Takie postępowanie daje szansę na rozpoczęcie wprowadzania nowych pokarmów w żywieniu dziecka pod osłoną mleka matki.”

To, jak długo kobieta będzie karmić piersią, jest jej prywatnym, życiowym wyborem. Skąd w nas, lekarzach potrzeba osądzania? Karmiąca mama 32-miesięcznej dziewczynki usłyszała w gabinecie: „To już jest patologia, droga pani”. „To jest obrzydliwe karmić piersią tak duże dziecko”. Podobne opinie wymykają się pediatrom, alergologom, dermatologom czy ginekologom.

Czy to dlatego, że sami wracali do pracy, gdy ich dzieci miały po kilka miesięcy? Czy odstawiali swoje dzieci od piersi, by powrócić do nocnych dyżurów? A może nie dostali dość wsparcia i nie mogli w ogóle karmić w naturalny sposób?

Wiem, jak trudno pogodzić karierę lekarza z macierzyństwem i jakich bolesnych wyborów dokonują moje koleżanki po fachu. Jednak apeluję, aby dać ludziom prawo do ich własnych decyzji... Zarówno do oddania niemowlęcia do żłobka by skończyć doktorat, jak i do zostania na czteroletnim urlopie wychowawczym by lepić z modeliny i tarzać się w liściach. Do karmienia piersią dwulatka na ławce w parku, jak i odstawienia roczniaka od piersi z powodu przemęczenia.

Wszystkim specjalizującym się mamom lekarkom przypominam, że zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz opinią Ministerstwa Zdrowia okres szkolenia specjalizacyjnego ulega wydłużeniu o przerwy spowodowane zarówno urlopem macierzyńskim, jak i wychowawczym, oraz o sumę wykorzystanych godzinnych przerw w pracy przeznaczonych na karmienie piersią. Nie zapominajcie również, że w świetle przepisów kodeksu pracy nie można zmusić rodzica wychowującego dziecko do lat 4 do pracy w porze nocnej.

Barbara Iwanik
młodszy asystent na oddziale chemioterapii

Za pomoc w przygotowaniu tekstu bardzo dziękuję dziewczynom z Grupy Wsparcia Laktacyjnego „Droga Mleczna” we Wrocławiu oraz wirtualnej społeczności „Kwartalnika Laktacyjnego”. Jesteście bardzo dzielne, że nadal karmicie, mimo tak krzywdzących i niepotrzebnych słów usłyszanych od ludzi, którzy powinni Was wspierać.B.I.

GdL 3_2016