Czy dobry Samarytanin nie był przypadkiem lekarzem?

Alicja Barwicka

Zawód lekarza jest niezwykle prosty w codziennym wykonywaniu. Trzeba tylko przyswoić odpowiednią porcję wiedzy teoretycznej, na jej podstawie postarać się zrozumieć mechanizmy prawidłowego funkcjonowania każdej komórki, tkanki i poszczególnych narządów organizmu, następnie przyswoić wiedzę o powstawaniu miliardów rodzajów zaburzeń tego funkcjonowania śledząc z precyzyjną uwagą pojawienie się pierwszych często ukrytych i z pozoru zupełnie niewinnych objawów rozpoczynających proces patologiczny. Teraz pozostaje już tylko wchłonąć wiedzę dotyczącą dostępnych aktualnie metod zdiagnozowania podejrzanego problemu oraz metod leczenia każdego rodzaju patologii, co sprowadza się oczywiście do poznania wszystkich dotychczas znanych leków, sposobów ich działania i wzajemnych interakcji oraz ogromnej liczby terapii niefarmakologicznych, w tym inwazyjnych i nieinwazyjnych procedur chirurgicznych. Kiedy już pokonamy tę część nauki swojego rzemiosła (na szczęście początki praktycznej nauki zawodu zaczynamy ćwiczyć jeszcze podczas studiów) możemy brać się do pracy i rozpocząć aktywność, którą precyzyjnie określa ustawa o zwodzie lekarza, a w niej czytamy miedzy innymi że… „wykonywanie zawodu lekarza polega na udzielaniu przez osobę posiadającą wymagane kwalifikacje, potwierdzone odpowiednimi dokumentami, świadczeń zdrowotnych w szczególności: badaniu stanu zdrowia, rozpoznawaniu chorób i zapobieganiu im, leczeniu i rehabilitacji chorych, udzielaniu porad lekarskich, a także wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich” 

undefined

Dobry Samarytanin (obraz Rembranta)

 https://pl.wikipedia.org/wiki/Samarytanie

Nie tylko dokumenty 

Według obowiązującego w Polsce prawa dokumentem potwierdzającym posiadanie przez lekarza wymaganych kwalifikacji jest Prawo Wykonywania Zawodu, ale oczywiście każdy człowiek nie legitymujący się takim dokumentem powinien pomóc (i najczęściej pomaga) osobie wymagającej pomocy medycznej. Taka pomoc przedmedyczna sprowadzająca się nie tylko do konkretnych procedur, których uczone są już przedszkolaki, ale często polegająca na prostych czynnościach jak chociażby wezwanie fachowych służb uratowała już niejedno życie. Historia zna niezliczone przykłady bardzo różnych zachowań ludzi w zetknięciu się z potrzebującym pomocy drugim człowiekiem, a doskonałą ilustracją problemu jest biblijna opowieść  o dobrym Samarytaninie.

Prawo literalnie czy prawa człowieka?

W ówczesnych warunkach społeczno - geograficzno - politycznych Żydzi nie tylko traktowali mieszkańców Samarii jak odwiecznych wrogów, ale przede wszystkim nimi gardzili, uważając za gorszych od siebie i nie posiadających jakichkolwiek praw. Żyli jednak obok siebie i mimo ogromnej niechęci, nieraz na siebie trafiali prowadząc interesy, czy podróżując po tych samych terenach. Te podróże nie były bezpieczne z uwagi na grasujące bandy rabusiów, a w nocy również ataki dzikich zwierząt. Opowieść o dobrym Samarytaninie to bardzo bliska tamtym biblijnym realiom historia napadniętego w podróży człowieka. Napastnicy ciężko go pobili, okradli  i porzucili na drodze niemal doprowadzając do śmierci. Jedynym ratunkiem dla leżącej przy drodze ofiary mógł być tylko drugi człowiek, który udzieliłby pomocy. Szansa na to istniała, bo droga była przecież uczęszczana. I tak po pewnym czasie obok pobitego przechodził kapłan, jednak nie zatrzymał się na widok rannego mężczyzny i nie udzielił mu pomocy - poszedł dalej. Tak samo zachował się przechodzący później lewita (pomocnik kapłana) - przeszedł obok, nie pomagając poszkodowanemu. Co ciekawe obaj z uwagi na znajomość praw religijnych mieli obowiązek udzielenia pomocy człowiekowi w potrzebie, jednak tego nie zrobili. Przyjęli prawdopodobnie, że pobity, o ile jeszcze żyje, to raczej i tak za chwilę będzie martwy, a żydowskie prawo rytualne zabraniało kapłanom dotykać zmarłego, aby nie plamić sobie rąk krwią. Korzystnie dla siebie przedłożyli literę prawa nad dobro człowieka, chociaż o potrzebie miłości bliźniego mówili innym każdego dnia. Może w jakiś szczególny sposób rozumieli termin „bliźni”? Może obce było im faktyczne znaczenie tego słowa, że „bliźni” to po prostu drugi człowiek, brat, należący do wielkiej rodziny, jaką jest ludzkość, niezależnie od tego, czy to przyjaciel, czy wróg, który będąc w potrzebie ma prawo oczekiwać od innych zrozumienia, wsparcia i pomocy.

Wzorzec człowieczeństwa

Na szczęście tą drogą podróżował również Samarytanin i jako kolejny zobaczył pobitego. Chociaż był na wrogim terenie, miał swoje plany, może się spieszył, to jednak się zatrzymał, dostrzegł dramatyzm sytuacji obcego człowieka, ocenił jego stan kliniczny jako bardzo ciężki, marnie rokujący, ale ponieważ sam nie był bezduszną literą prawa, a człowiekiem, więc zlitował się nad okradzionym i pobitym mężczyzną. Na miejscu czym miał, prowizorycznie opatrzył mu rany, może zatamował krwotok, a następnie jakoś umieścił na swoim ośle (obaj raczej by się nie zmieścili) i doprowadził do najbliższej gospody stanowiącej zdecydowanie bardziej bezpieczne miejsce niż droga publiczna. Mógł oczywiście rannego tam zostawić, ale włożył już tyle wysiłku w procedury ratownicze, że prawdopodobnie chciał sprawę doprowadzić do bezpiecznego finału. Może zresztą nie bardzo ufał z założenia wrogiemu personelowi gospody. Pozostał więc na miejscu jeszcze jeden dzień pielęgnując poszkodowanego, aż według jego wiedzy minęło bezpośrednie zagrożenie życia i następnego dnia udał się w dalszą podróż. Opiekę nad rekonwalescentem powierzył właścicielowi gospody, opłacając przewidywane koszty. Nie wiadomo, czy przekazane na ten cel dwa denary były dla właściciela gospody zwyczajową opłatą za sprawowanie opieki nad chorym (jeden denar stanowił równowartość dniówki robotnika), ale pozostawiając pobitego w gospodzie Samarytanin jednocześnie zastrzegł, że jeśli koszty będą wyższe, nadwyżka zostanie zwrócona, kiedy zatrzyma się tu w drodze powrotnej po załatwieniu swoich spraw.  Dał też w ten sposób jasny sygnał, że wracając z podróży sprawdzi stan poszkodowanego i oceni efekty sprawowanej opieki.

Udzielanie świadczeń zdrowotnych

Nie wiemy, jaki był zawód Samarytanina, ale niewątpliwie był dobrym, wrażliwym człowiekiem, który nie miał wątpliwości, że wszyscy ludzie zasługują na pomoc, wsparcie i współczucie. Raczej nie należał do biedoty, posiadał wystarczające środki finansowe by nie tylko osobiście zająć się chorym, a więc także kupić środki opatrunkowe i leki, ale też zapewnić mu na jakiś czas dach nad głową, posiłki i opiekę. Również przebieg jego podróży wskazuje na jej „biznesowy” charakter. Jeśli jednak poddamy analizie jego konkretne poczynania, to można odnieść wrażenie, że co najmniej dysponował w jakiejś mierze wiedzą medyczną, albo też był lekarzem. Być może nie posiadał zgodnie ze współczesnymi przepisami prawa obowiązującego w Polsce ….wymaganych kwalifikacji, potwierdzonych odpowiednimi dokumentami…, ale niewątpliwie udzielał świadczeń zdrowotnych, polegających w szczególności na:

  • badaniu stanu zdrowia (ocenił stan kliniczny pobitego),
  • rozpoznawaniu chorób (rozpoznał uszkodzenia i ich zakres, chociaż nie dysponował współczesnymi możliwościami diagnostycznymi),
  • zapobieganiu im (zastosował metody zapobiegawcze, w tym pierwszą pomoc na miejscu zdarzenia, transport do bezpiecznego miejsca, ciepło, właściwą dietę by nie pogorszyć już istniejących obrażeń),
  • leczeniu (włączył znane sobie rodzaje leczenia),
  • rehabilitacji chorych (po uzyskaniu poprawy i ustąpieniu objawów zagrażających życiu przekazał personelowi gospody zadanie wdrożenia procedur w zakresie rehabilitacyjno – opiekuńczym),
  • udzielaniu porad lekarskich (udzielał je z pewnością nie tylko pobitej ofierze, ale i personelowi gospody, któremu przekazał zadanie kontynuacji terapii),
  • wydawaniu opinii i orzeczeń lekarskich (zapowiedział przecież swój „obchód” u podopiecznego, na którym z pewnością wydał właściwą opinię co do skutków terapii).

Biblijna postać dobrego Samarytanina od ponad 2000 lat stanowi niekwestionowany wzorzec człowieczeństwa. Zwróćmy dodatkowo uwagę na posiadane przez niego umiejętności w zakresie medycznym, bo historia nie wspomina o ewentualnej porażce terapeutycznej, więc chyba wszystko dla leczonego i leczącego skończyło się dobrze.

Zawsze mamy wybór

Ta opowieść biblijna skupia się nie tylko na godnej naśladowania postaci miłosiernego Samarytanina. Pokazuje, że człowiek ma zawsze możliwość wyboru sposobu postępowania, bo w różnych sytuacjach można się różnie zachowywać. Niektórzy wybiorą postawę nienawiści i chciwości, postępując jak banda rabusiów i rozbójników, inni na krzywdę ludzką pozostaną obojętni podobnie jak kapłan i jego pomocnik, ale będą i tacy, którzy nawet własnym kosztem wybiorą dobro i pomoc drugiemu - jak Samarytanin. Codzienne życie pokazuje jednak każdego dnia, że niezwykle trudno jest naśladować tę postać. Większość ludzi potrafi nawet mocno się wzruszyć losem osób w potrzebie, ale grupa chętnych do faktycznej pomocy, a co gorsza pomocy długotrwałej jest już niewielka i każdego dnia ulega redukcji. Równocześnie w społeczeństwie narasta postawa roszczeniowa i oczekiwanie pomocy w często najbardziej błahych potrzebach. Dochodzi do tego coraz bardziej powszechne przekonanie, że w rozwiązywaniu własnych problemów zdrowotnych należy się posiłkować nieautoryzowanymi opiniami „medycznymi” od których aż roi się w sieci, a wizyta w gabinecie lekarskim powinna służyć wyłącznie weryfikacji tych opinii oraz uzyskaniu recept i skierowań zgodnie z „internetowym zaleceniem”. Jak powszechnie wiadomo nieskończenie duża jest liczba osób na tyle zdolnych, że wiedzę medyczną mają świetnie opanowaną bez tych wszystkich nudnych lat nauki i przygotowań do zawodu lekarza. Wystarczy posłuchać rozmów w przychodnianej poczekalni i  człowiek od razu czuje się pewniejszy, bo wie, co powinno znaleźć się na recepcie, czy też jakie (najlepiej liczne) badania diagnostyczne powinny być wykonane. Niestety może się zdarzyć, że lekarz nie podziela poglądów dotyczących formy rozwiązania problemu zaproponowanej przez wyedukowanego domowym sposobem pacjenta. Wówczas pojawia się kłopot, ale też nikt nam lekarzom nie obiecywał, że będzie lekko….. Chcemy opierać się na biblijnym wzorze człowieczeństwa, ale często ponosimy porażki. Zadajemy sobie tylko nieraz retoryczne pytanie dlaczego mimo tak częstego braku zaufania do wiedzy fachowców, nie maleją do nich kolejki, by jednak z tej wiedzy skorzystać? 

Alicja foto

Dr n.med. Alicja Barwicka 

GdL 4/05/2023 r.