Jestem naprawdę wkurzona!

Troski i zmartwienia pewnego aktywisty izbowego

Krystyna Knypl

Każdy nosi takie szaty, w jakich mu do twarzy. Osobiście preferuję wszelkie odcienie granatu, dobrze bowiem komponują się ze szpakowatymi włosami, ponadto kolor ten jest doradzany profesjonalistom. A w czym jest do twarzy władzy? – zapyta ktoś nieobyty z teorią barw, prezentacji i wizerunku. Absolutnie każdej władzy jest do twarzy w zatroskaniu o los pojedynczego obywatela.

Żaden polityk w naszym kraju nie wygra kampanii wyborczej, jeżeli nie wypowie przynajmniej 10 razy na godzinę magicznego zwrotu „emeryci i renciści” i nie zatroska się o ich los.

entryDSC02996

Pochyleni z troską

Coś musi być na rzeczy w działaniu tych słów, bo jeden z wysokich przedstawicieli naszej władzy izbowej zajął się losem lekarzy otrzymujących emeryturę. Najwyraźniej nie mając innych zmartwień, postanowił on ustalić, ile godzin powinien pracować lekarz na emeryturze, aby mieć aktywne PWZ. Popatrzył w sufit i wyszło mu, że 10 godzin tygodniowo albo 2 godziny dziennie przez 5 dni w tygodniu. Jeżeli lekarz otrzymujący emeryturę pracuje na przykład 2 razy w tygodniu po 3 godziny w swoim gabinecie, to według założeń wymyślonych przez owego stróża jakości jego PWZ pogrąża się w niewiedzy i niedoskonałości zawodowej. Jeżeli inny, również otrzymujący emeryturę lekarz pracuje 2 razy w tygodniu po 5 godzin w urzędzie typu MZ czy NFZ, to wszystko jest w porządku, PWZ ma świeżutkie oraz tryskające wiedzą i to z mocy ustawy o zawodzie lekarza, przytomnie zmodyfikowanej z inspiracji zasiadających we wspomnianych urzędach kolegów.

Co więcej, funkcjonariusz ów w rozmowach telefonicznych z kolegami okrasza swą wypowiedź frazą, że jest to „stanowisko izby”. Zapytany o dokument, w którym jest ono zawarte oraz podstawy prawne takiej właśnie liczby godzin, mówi dużo i nie na temat. Nie jestem zwolenniczką spiskowych teorii, ale nie sposób ich nie rozważyć.

Lansowanie powyższych poglądów może być wyrazem:

# nadmiernej uprzejmość wobec ZUS – już raz nasze izby dały się uwieść ZUS-owi, przyjmując nadane numery do wystawiania zwolnień jako numery tożsame z PWZ. Teraz zakuwając w dyby ¼ etatu każdego lekarza na emeryturze można mu zasugerować, że musi płacić podwójne składki na ZUS i dzięki temu ta „biedainstytucja” będzie miała z czego wypłacić sobie sowite nagrody;

# nadmiernej uprzejmość wobec władzy państwowej – mamy najniższy wskaźnik lekarzy na 100 tysięcy ludności w całej Unii Europejskiej. Nie da się szybko „wyprodukować” nowych niewolników systemu, więc najtaniej będzie przedłużyć termin użytkowania starych. Już kiedyś, w epoce niedoboru na półkach sklepowych, było modne hasło „Szoruj babciu do kolejki” (http://www.youtube.com/watch?v=XrSD_ohUwSo). Czyżby w dobie niedoboru lekarzy wracało ono w nowej odsłonie „Szoruj dr babciu do przychodni”?

Moim zdaniem

Izby nie są od zakładania kolejnych kagańców na nasze PWZ ani od dokładania nowych rygoryzmów na sposób wykonywania praktyki lekarskiej. To ciągle wolny zawód, choć systematycznie zniewalany przez władzę państwową, płatnika, a ostatnio także niestety przez nasz samorząd.

Wolałabym, aby kolega ów i wszyscy aktywiści izbowi zajęli się zabieganiem o godne warunki wykonywania zawodu przez wszystkich, ucywilizowaniem warunków szkolenia podyplomowego (zarówno specjalizacji, jak i szkolenia ciągłego, sytuacją „jedynkowiczów”), rozsądną cyfryzacją naszych relacji z izbami oraz obroną dobrego imienia i kształtowaniem naszego wizerunku publicznego.

Po przeszło 40 latach aktywnego wykonywania zawodu lekarza w jego klasycznej formie każdy praktyk dobrze wie, jak powinien dbać o swoją kondycję zawodową. Zatroskanie owego przedstawiciela izb odbieram jako absurdalne i byłabym bardzo rada, gdyby zaprzestał tego pseudoniańczenia wiedzy lekarskiej kolegów z pokolenia plus 60.

Bardzo proszę, aby nikt nie nastawiał mi ciągle płyty z bajką-mantrą o potrzebie aktualizacji mojej wiedzy z powodu peselu, niekompetencja bowiem dość luźno koreluje z tym akurat parametrem.

Zdałam specjalizację szczegółową w 62. roku życia, a od czasu zostania stypendystką ZUS napisałam kilkaset artykułów merytorycznych i kilka książek. Dysponuję także wpisami w książeczce PWZ dokumentującym po ponad 200 punktów edukacyjnych za oba okresy rozliczeniowe. Gdy ów kolega izbowy zrobi to samo, to będziemy sobie równi w konkurencji zwanej aktualizacją wiedzy lekarskiej. Nikt mnie bardziej nie wkurza, niż głosiciele najlepszych teorii, których sami nie realizują w osobistej praktyce, lekarskiej – dodajmy – praktyce. Uchylmy rąbka tajemnicy: praktyce w zakresie medycyny sportowej z dyplomem specjalisty z 1979 roku.

OIL w Warszawie rozlicza punkty edukacyjnie bardzo skrupulatnie wg rozporządzenia MZ: w pierwszym okresie rozliczeniowym na 1494 uzyskanych „zaliczono” mi 280 punktów. W drugim okresie na 504 tylko 216 punktów było „ważnych”. Do tematu przepisów regulujących zdobywanie punktów edukacyjnych jeszcze powrócimy na łamach GdL.

punktyedukacyjne 2004-2016 660

Krystyna Knypl