Suplementy diety po polsku

DSC08120 400Alicja Barwicka

Dieta to sprawa niezwykłej wagi. Jeść trzeba codziennie, więc i codziennie można wzbogacać pożywienie o różne dodatki, oczywiście tylko te pożyteczne, które natychmiast wygładzą zmarszczki, odchudzą i odmłodzą o 20 lat, a nawet uchronią przed „zakwaszeniem organizmu” czy zlikwidują objawy „zespołu niespokojnych nóg”. Niestety nieco inne poglądy prezentują współcześni specjaliści w zakresie prawidłowego żywienia, którzy zalecają stosowanie się do wzorca opartego na diecie naszych prapraprzodków i określanego jako „pożywienie myśliwego i zbieracza”. Od setek tysięcy lat ludzie spożywali przecież tylko to, co udało się zebrać i upolować, czyli w pełni naturalne produkty. Składnikami takiej diety były głównie owoce leśne, zboża (z uwagi na niedostatki technologiczne zawsze produkt pełnoziarnisty), mleko, jaja, ryby i mięso gotowane lub pieczone z małą ilością soli (była zbyt droga). Poza miodem słodycze nie istniały.

Siła postępu

Dziś wszystko idzie z postępem. Mamy znacznie bardziej urozmaicone pożywienie, bo tę bazową dietę przodków wzbogacaliśmy przez wieki o całe mnóstwo różnych produktów. Nawet jeśli z czasem dostrzegaliśmy, że nie zawsze to wzbogacanie wychodziło nam na dobre, to rezygnacja np. z cukrów prostych, nadmiaru soli czy białej mąki dla większości z nas okazywała się praktycznie niemożliwa. Ale ponieważ nic nie jest w stanie zatrzymać postępu, to jako ludzie postępowi szybko uwierzyliśmy, że dietę można dalej wzbogacać, tym razem o zupełnie cudowne dodatki, które zapewnią nam długowieczność w pełni sił i zdrowia. Tempo tego postępu jest naprawdę zawrotne, bo jeszcze 30 lat temu jedliśmy (w naturalnej postaci, bez ingerencji inżynierii genetycznej) zwykłą sałatę, marchew, jabłka. Ale 30 lat temu na rynku nie było suplementów diety… Dziś dostęp do tej grupy „dodatków do diety” jest praktycznie nieograniczony. Kupuje się je w aptekach, drogeriach, na stacjach benzynowych, w sklepach spożywczych, a nawet w kioskach z prasą. Kupić może każdy, kto ma na nie ochotę, nie ma natomiast ochoty na zmaganie się z efektem przejedzenia, nadwagą, osteoporozą, łamliwością paznokci, wypadaniem włosów, nie wspominając już o dolegliwościach występujących w okresie menopauzy. Problem w tym, że większość konsumentów suplementów diety nie ma pojęcia o tym, co tak naprawdę dodaje do swojego pożywienia. Ponieważ suplement diety wyglądem z reguły przypomina lek, to ludność miast i wsi z wielką ochotą „leczy się” sama według własnego uznania, zwłaszcza że o tysiącach dolegliwości, których może nawet chwilowo nie ma, ale przecież zawsze mogą człowieka dopaść, przypominają wielokrotnie powtarzane sugestywne reklamy we wszystkich rodzajach mediów.

Bo nie wiemy, co jemy

Z leczeniem nie ma żartów. Ponieważ leki są przeznaczone dla osób chorych i jak powszechnie wiadomo, powinny być stosowane zgodnie ze wskazaniami lekarskimi, to trochę ze strachu, by sobie nie zaszkodzić, takie zalecenie jest raczej respektowane. Środki spożywcze natomiast, jak sama nazwa wskazuje, spożywać może każdy, a więc przede wszystkim osoba zdrowa, bo takie jednak globalnie dominują. Jednocześnie osobie chorej, która ma ochotę „coś spożywczego spożyć”, nikt nie może tego zabronić. Wiele osób twierdzi, że nie orientuje się w tym, jaki rodzaj substancji aplikuje sobie w najlepszej wierze w ramach samoleczenia. To dziwne, bo przecież ochrona własnego zdrowia powinna być naszą podstawową aktywnością, zwłaszcza że nikt nie chce jego stanu pogarszać. Niewiedza nie jest tu żadnym argumentem, bo nawet przepisy prawa, zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym, jasno precyzują różnice między lekiem a suplementem diety. Prześledźmy je zatem.

Co to jest lek, czyli substancja służąca leczeniu?

W art. 2 rozdziału 1 ustawy z 6 września 2001 r. prawo farmaceutyczne czytamy, że „produktem leczniczym – jest substancja lub mieszanina substancji, przedstawiana jako posiadająca właściwości zapobiegania lub leczenia chorób występujących u ludzi lub zwierząt lub podawana w celu postawienia diagnozy lub w celu przywrócenia, poprawienia lub modyfikacji fizjologicznych funkcji organizmu poprzez działanie farmakologiczne, immunologiczne lub metaboliczne”; a ponieważ nie można takiego produktu „podrabiać”, to art. 130 rozdziału 9 ww. ustawy przewiduje kary za takie działania i brzmi: „kto wprowadzanemu do obrotu produktowi przypisuje właściwości produktu leczniczego, pomimo że produkt ten nie spełnia wymogów określonych w ustawie, podlega grzywnie”. Sceptykom pamiętającym o nadrzędnej funkcji dyrektyw europejskich w obowiązujących przepisach prawa krajowego wypada zacytować fragmenty dyrektywy 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi, gdzie w art. 1 o produkcie leczniczym czytamy, że jest to:

  • jakakolwiek substancja lub połączenie substancji prezentowana jako posiadająca właściwości lecznicze lub zapobiegające chorobom u ludzi; lub
  • jakakolwiek substancja lub połączenie substancji, które mogą być stosowane lub podawane ludziom w celu odzyskania, poprawy lub zmiany funkcji fizjologicznych poprzez powodowanie działania farmakologicznego, immunologicznego lub metabolicznego albo w celu stawiania diagnozy leczniczej.

Kiedy wiemy już, czym jest lek, wypada sprawdzić, czym w takim razie jest suplement diety, czemu służy i czym ewentualnie się różni od produktu leczniczego.

Dieta droższa niż zdrowie

Polski rynek suplementów diety rozwija się dynamicznie i obecnie wart jest ponad 3 miliardy złotych. Pamiętajmy, że mówimy o rynku produktów żywnościowych, nie o rynku leków! Skoro suplementy diety nie są lekami, to ich obrotu czy też sposobu przechowywania nie sprawdza inspekcja farmaceutyczna, nie ma też wymogu, by producent miał obowiązek informowania o możliwych działaniach ubocznych takiego produktu. Co ciekawe, zgodnie z przepisami ustawy z 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia Główny Inspektorat Sanitarny nie wymaga badań potwierdzających jakość oraz skład suplementu diety przed wprowadzeniem go na rynek i zadowala się jedynie deklaracją producenta takiego produktu dotyczącą jego składu. A przecież tak jak dysponujemy regulacjami prawnymi dotyczącymi leków, tak zarówno na poziomie krajowym, jak i unijnym istnieją przepisy prawa dotyczące suplementów diety. Mimo, iż nie są to jeszcze regulacje doskonałe, to gdyby tylko były respektowane – nie byłoby tak źle. Rzecz w tym, ze przepisy prawa sobie, a życie…

Zobaczmy jednak, co mówią przepisy. I tak art. 3 działu 1 ww. ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia określa, że suplement diety to „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych, wprowadzany do obrotu w formie umożliwiającej dawkowanie, w postaci: kapsułek, tabletek, drażetek i w innych podobnych postaciach, saszetek z proszkiem, ampułek z płynem, butelek z kroplomierzem i w innych podobnych postaciach płynów i proszków przeznaczonych do spożywania w małych, odmierzonych ilościach jednostkowych, z wyłączeniem produktów posiadających właściwości produktu leczniczego w rozumieniu przepisów prawa farmaceutycznego”. Zdecydowanie bardziej precyzyjne, bo ujęte w aż trzech artykułach są stwierdzenia dyrektywy nr 2002/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 10 czerwca 2002 r. w sprawie zbliżenia ustawodawstw państw członkowskich odnoszących się do suplementów żywnościowych. Cytując powyższe przepisy uzyskujemy następujące informacje:

Artykuł 1

1. Niniejsza dyrektywa dotyczy suplementów żywnościowych sprzedawanych jako środki spożywcze i jako takie oferowane. Produkty te dostarczane są do konsumenta ostatecznego wyłącznie w postaci opakowanej przed sprzedażą.

2. Niniejsza dyrektywa nie ma zastosowania do produktów leczniczych, jak to określa dyrektywa 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi.

Artykuł 2

Do celów niniejszej dyrektywy:

„suplementy żywnościowe” oznaczają środki spożywcze, których celem jest uzupełnienie normalnej diety i które są skoncentrowanym źródłem substancji odżywczych lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy lub fizjologiczny, pojedynczych lub złożonych, sprzedawanych w postaci dawek, a mianowicie w postaci kapsułek, pastylek, tabletek, pigułek i w innych podobnych formach, jak również w postaci saszetek z proszkiem, ampułek z płynem, butelek z kroplomierzem i w tym podobnych postaciach płynów lub proszków przeznaczonych do przyjmowania w niewielkich odmierzanych ilościach jednostkowych;

Artykuł 6

1. Do celów art. 5 ust. 1 dyrektywy 2000/13/WE nazwa, pod jaką sprzedaje się produkty objęte niniejszą dyrektywą, brzmi „suplementy żywnościowe”.

2. Etykietowanie, prezentacja i reklama nie mogą przypisywać suplementom żywnościowym właściwości zapobiegawczych, leczniczych lub uzdrawiających choroby ludzkie lub odnosić się do takich właściwości.

3. Bez uszczerbku dla przepisów dyrektywy 2000/13/WE etykietowanie zawiera następujące dane szczegółowe:

a) nazwy kategorii substancji odżywczych lub substancji charakteryzujących dany produkt, lub wskazówkę odnośnie do charakteru tych substancji odżywczych lub odnośnych substancji;

b) porcję produktu zalecaną do dziennego spożycia;

c) ostrzeżenie o nieprzekraczaniu podanej zalecanej dawki dziennej;

d) informację, że suplementy żywnościowe nie powinny być stosowane jako substytut zróżnicowanej diety;

e) informację, że produkty te muszą być przechowywane w miejscu niedostępnym dla małych dzieci.

Optymizm w oświadczeniach

Oczywiście do omawianych aktów prawnych istnieje szereg przepisów wykonawczych regulujących kwestie dotyczące zarówno leków, jak i suplementów diety, np. tryb wprowadzania ich do obrotu czy nadzór i monitorowanie jakości oraz bezpieczeństwo stosowania przez człowieka. Na poziomie europejskim warto zwrócić uwagę na rozporządzenie (WE) 1924/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z 20 grudnia 206 r. w sprawie oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności. Chodzi tu o składane przez producentów oświadczenia:

  • żywieniowe – oświadczenie stwierdzające, lub sugerujące, że dana żywność ma szczególnie pozytywne właściwości odżywcze,
  • zdrowotne – oświadczenie stwierdzające lub sugerujące istnienie związku pomiędzy danym produktem lub jego składnikiem a poprawą stanu zdrowia.

Oświadczenia zdrowotne powinny być uzasadnione naukowo i poparte przeprowadzeniem rzetelnych badań, a z tym są jednak pewne kłopoty i dlatego wiele wydawanych przez producentów niekompletnych oświadczeń zdrowotnych trafia na „listę oświadczeń oczekujących”. Ta lista ciągle się wydłuża, a przecież nikt nie jest zainteresowany blokowaniem produkcji. Dlatego np. nie czekając na wiarygodną ocenę naukową, do niektórych substancji pochodzenia roślinnego przyjmuje się kryterium „stosowania tradycyjnego” lub rozważa skorzystanie z wcześniej przyjętych oświadczeń zdrowotnych dotyczących produktów o podobnych właściwościach.

Dostrzec różnicę

Jak widać problemów dotyczących leków i suplementów diety w wielu aspektach jest naprawdę sporo. Podsumujmy więc przynajmniej najważniejsze różnice:

tabsup660

Potęga reklamy

Reklama środków spożywczych (batonika, chrupków albo suplementu diety) nie jest zabroniona, a my wszyscy bardzo reklamy lubimy. Trudno się temu dziwić. Młode mamy widzą, że ich zatroskana zdrowiem dzieci koleżanka informuje z ekranu telewizyjnego, jaki to wspaniały efekt zdrowotny osiągnęła, podając swemu dziecku konkretny środek spożywczy wyglądający jak lek. Rzucają się więc w pogoń za tym cudownym remedium. Społeczeństwo się starzeje i seniorom, którym dokuczają zmiany zwyrodnieniowe układu kostno-stawowego rozwiązanie wskazuje… reklama. Nie tylko od razu wiadomo, co należy zażywać, ale jak widać na ekranie – efekt jest natychmiastowy! Reklamowany preparat jest co prawda drogi jak na możliwości ubogiego polskiego emeryta, ale czego się nie robi dla poprawy zdrowia. Pewnym problemem jest co prawda brak tego natychmiastowego, wspaniałego efektu, ale przecież można kupić kolejne opakowanie, a po tygodniu jeszcze jedno… Kiedyś przecież ten cudowny specyfik zacznie pomagać.

Nie da się ukryć, że jesteśmy bardzo podatni na sugestywne słowo lub obraz, więc zręcznie skonstruowana reklama przemawia do słuchacza i widza nie tylko w bezpośrednim odbiorze. Zostaje na naszych „twardych dyskach” i zaczyna żyć swoim życiem. Konstrukcja reklamy suplementu diety to wielka sztuka, ale też sztuka bardzo efektywna. Przeciętny zabiegany, nieuważny odbiorca słuchając jednym uchem i patrząc jednym okiem, widzi całe bloki reklamowe. Jako pierwsze reklamują się suplementy diety. Są kolorowe, miłe dla ucha i oka, okraszone właściwym podkładem muzycznym, bohaterowie filmików budzić mogą tylko pozytywne emocje, więc nie dostrzegamy, że gdy otwierają szafkę kuchenną, mają w niej tylko reklamowany specyfik i to od razu w liczbie pięciu opakowań. My tego nie dostrzegamy, ale nasz mózg – już tak! On już nazwę produktu „wpisał do swoich zasobów”. Ale to nie koniec sprytu twórców! Tuż za reklamą suplementów pojawia się reklama produktu leczniczego (co prawda tego wydawanego bez recepty), ale zakończona (zgodnie z wymogami prawa) ostrzeżeniem o możliwości wystąpienia działań ubocznych i konieczności konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Co zapamiętujemy? Jeden wieloskładnikowy blok produktów poprawiających stan zdrowia i bezpieczny (!), bo kończący się informacją o tym, że to lekarz lub farmaceuta zadbają w razie czego o nasze bezpieczeństwo.

Tajemnicza zawartość suplementów

Nie sprawdzamy dokładnego składu każdego zjadanego pierniczka czy batonika, nie sprawdzamy też wiarygodności podanego przez producenta składu suplementu diety. Co prawda sanepid może go kontrolować, ale w praktyce robi się to dopiero wtedy, gdy pojawiają się sygnały, że konkretny produkt zawiera substancje stanowiące zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka, np. zanieczyszczenia mikrobiologiczne lub metale ciężkie. Nad składem suplementów diety prowadzą wyrywkowo badania instytuty naukowe. A wyniki tych badań mogą naprawdę zaciekawić, bo chociaż suplementy nie są lekami, to często zawierają istotne dla zdrowia substancje czynne i co ważne – w skoncentrowanej postaci. I tak w poddanych badaniom kupionych losowo produktach reklamowanych dla mężczyzn mających problemy z erekcją znaleziono kilka aktywnych farmakologicznie analogów strukturalnych sildenafilu o nieznanej toksyczności, a w suplementach kierowanych do osób walczących z nadwagą stwierdzono obecność pochodnych amfetaminy. Osoby chcące bez wysiłku zrzucić zbędne kilogramy z upodobaniem sięgają po dostępne ciągle na polskim rynku preparaty zawierające przęśl chińską (ephedra sinica), chociaż amerykańska agencja FDA badająca bezpieczeństwo tych preparatów wycofała je z obiegu już w 2007 roku. Są na rynku dostępne suplementy o działaniu przeczyszczającym zawierające glikozydy antrachinonowe mające wpływ na równowagę elektrolitową, które przy długotrwałym stosowaniu mogą działać kancerogennie. Wiele reklam podkreśla bezpieczeństwo produktu, które ma wynikać z tego, że preparat jest „całkowicie roślinny”. A przecież rośliny nie są obojętne dla zdrowia! Dla przykładu ekstrakt z ziela dziurawca obniża stężenie cyklosporyny we krwi, ma też negatywny wpływ na utrzymanie właściwego poziomu stężenia leków przeciwretrowirusowych czy niektórych przeciwnowotworowych i antydepresantów. Ekstrakt z miłorzębu w interakcji z warfaryną lub lekami z grupy NLPZ zwiększa ryzyko krwawień, a korzeń rzewienia i aloes powodują zwiększone wydalanie potasu, co ma pływ na działanie leków antyarytmicznych.

Czy lubimy koncentraty?

Okazuje się, że chyba tak i to nie tylko te pomidorowe, których jedną małą puszkę rozpuszczamy w wielkim garnku rosołu. Coraz częściej smakują nam te zawarte np. w małej kapsułce. Zwykła zielona herbata wykazuje wiele właściwości prozdrowotnych, zmniejszając w szczególności zagrożenie chorobami układu sercowo-naczyniowego i ułatwiając kontrolowanie wagi ciała. Ale już produkty przygotowane ze skoncentrowanego ekstraktu camelia sinensis istotnie zwiększając stężenie polifenoli, mogą uszkadzać komórki wątrobowe. Jedna kapsułka, o której czytamy, że zawiera m.in. wyciąg z zielonej herbaty, to odpowiednik około 5 filiżanek herbaty, a przecież są osoby, które „dla zdrowia” pochłaniają kilka takich kapsułek dziennie. Z kolei jedna tabletka betakarotenu to ekwiwalent 5-6 kg marchwi, przy czym osoba, która dokona takiego zakupu, z pewnością nie poprzestanie na jednej tabletce! Raczej skorzysta z zamieszczonej w reklamie podpowiedzi, że większe opakowanie starczy na dłużej i bardziej się opłaca. Gdy już jesteśmy w posiadaniu odpowiednio dużego opakowania, zaczyna się szukanie uzasadnienia dla dłuższego stosowania specyfiku, by tak ważnego zakupu nie zmarnować. Powstaje pytanie, która wątroba to wytrzyma? Innym przykładem jest powszechne przyjmowanie przez kobiety w okresie pomenopauzalnym suplementów diety zawierających odpowiednio skoncentrowany wapń. Co prawda gospodarka wapniowo-fosforowa bez podaży wapnia kuleje, ale by ją odbudować, pierwiastek dostarczany z produktami spożywczymi powinien wchłaniać się stopniowo, bo taka jest droga fizjologiczna. Uwalnianie wapnia z tabletkowej formy mineralnej może natomiast powodować osadzanie się go na blaszkach miażdżycowych.

Co z tym fantem zrobić?

Przyjmowanie suplementów diety praktycznie bez ograniczeń stanowi niebezpieczeństwo dla zdrowia ogółu. Chodzi jednak o duży i bardzo mocny finansowo rynek, nad którym nie w pełni panują służby mające z założenia chronić nas przed własną nieodpowiedzialnością. Mogą zrobić zresztą tylko tyle, ile mieści się w ramach ich uprawnień. Ponieważ jednak sprawa coraz częściej przybiera groźny obrót, to mając na uwadze dobro konsumentów przy równocześnie dość mizernych możliwościach działania w pojedynkę, połączono siły Głównego Inspektoratu Sanitarnego i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jesienią 2015 roku do producentów i dystrybutorów suplementów diety wystosowano wspólny list odnoszący się przede wszystkim do rosnącej liczby kampanii reklamowych tej grupy produktów, a w szczególności do konieczności monitorowania rzetelności ich przekazu. Oczywiście bez reklam rynek suplementów diety nie może efektywnie funkcjonować, zatem niezwykle ważne jest, by zawarte w reklamach informacje przedstawiały stan faktyczny w zakresie składu i właściwości oraz możliwych działań ubocznych reklamowanego produktu. Autorzy listu zwracają ponadto uwagę nie tylko na niewystarczający poziom wiedzy konsumentów dotyczący suplementów, ale na absolutne niedostrzeganie różnic między nimi a dostępnymi bez recepty lekami. Efektem mogą być poważne konsekwencje zdrowotne dla społeczeństwa. Odwołując się do obowiązujących przepisów prawa krajowego i unijnego, a także do kodeksu etyki Rady Reklamy przypomniano w liście, że reklama to działanie także objęte konkretnymi przepisami. Zgodnie z obowiązującym stanem prawnym:

  • reklama nie może wprowadzać w błąd czy wzbudzać lęku,
  • zabronione jest wykorzystywanie niewiedzy, nieświadomości, braku doświadczenia konsumentów,
  • reklamy suplementów diety nie mogą przypisywać im właściwości leczniczych, ponieważ są środkami spożywczymi,
  • zabronione jest sugerowanie w reklamie, że suplementy diety to remedium na liczne dolegliwości, gwarantujące osiągnięcie natychmiastowego efektu zdrowotnego.

Autorzy listu oczekują weryfikacji wewnętrznych regulacji w zakresie treści i sposobu reklamowania, a także wdrożenia procedur dotyczących analizy ryzyka związanego z emisją tej grupy reklam, tak by nie dopuszczać do naruszenia przepisów prawa i dobrych obyczajów. Ze swojej strony Główny Inspektorat Sanitarny i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów planują przeprowadzenie wśród różnych grup konsumentów kampanii edukacyjnej ukierunkowanej na przekaz wiedzy dotyczącej suplementów diety.

Należy zauważyć, że takie kampanie informacyjne są regularnie przeprowadzane przez wiele instytucji, ale ich zasięg nie może się równać z siłą przekazu sieci radiowych i TV. W środkach masowego przekazu można co prawda bez trudu znaleźć informacje dotyczące np. zgubnych efektów permanentnego przyjmowania przez ludzi preparatów wielowitaminowych, mogących mieć wpływ na blokowanie własnego systemu odpornościowego. Ale przekaz, że odporność budujemy głównie przez aktywność fizyczną, nie jest już tak atrakcyjny, chociaż dawno przecież udowodniono, że najlepszym lekiem dla człowieka bez względu na wiek jest właśnie aktywność fizyczna. Czy jej też się doczekamy w postaci suplementu diety?

Alicja Barwicka
okulistka

Fot. Krystyna Knypl