Moja powieść "Diagnoza: gorączka złota" napisana w latach 2011/2013 przewidywała zrewolucjonizowany model szkolenia lekarzy...

 
Krystyna Knypl
 
Fragment mojej powieści "Diagnoza: gorączka złota", napisanej w latach 2011/2013 okazuje się być proroczy gdy porównamy go z aktualną rzeczywistością,,,,
(...)
Po zatwierdzeniu koncepcji nowego zawodu refundologa konieczne były też nowe rozwiązania administracyjne i edukacyjne w Sarmalandii. Dla nadania odpowiedniej rangi naukowej nadchodzącym wydarzeniom w medycynie zdecydowano się na utworzenie specjalnych wydziałów refundologii przy prężnie rozwijających się zaocznych uniwersytetach medycznych. Docelowo myślano o samodzielnym uniwersytecie refundologicznym. Każda nowa placówka, aby móc posługiwać się zaszczytnym mianem „uniwersytet”, musiała skompletować siedem nauczanych specjalności. Wybrano jako najlepiej rokujące na przyszłość: preskryptologię, kontrolling ciągły i wyrywkowy, onlajnologię medyczną, skargologię, psychologię bomisiologiczną, zapisologię oraz kolejkologię.

Nad dalszymi specjalnościami myślano intensywnie na posiedzeniach rady wydziału uniwersytetu. Nabór na pierwszy rok studiów zaczęto od kierunku refundologia, z analiz bowiem wynikało, że największe zapotrzebowanie rynkowe będzie na tę właśnie specjalność.

Prace postępowały szybko i ani się obejrzano, a już po dość krótkim czasie studenci Wydziału Refundologii Zaocznego Uniwersytetu Medycznego w stołecznej Sarmawie wkraczali w progi swej nowo powstałej uczelni. Już od pierwszej chwili, od pierwszej minuty, ba, sekundy czuli dumę, która nie miał sobie równych. Będą przedstawicielami nowego ładu w medycynie! Nie mniej dumna była kadra profesorska, wprawdzie zasiedziała w murach uczelni od dziesięcioleci, ale mająca duży potencjał dostosowania się do otaczających warunków i nowych wymagań.

Te szacowne mury z ich lokatorami niejedno widziały, niejedno słyszały, a przetrwały! Ba, trwają nadal, a lokatorzy rozwijają swą ofertę. Nie marudzą, nie dzielą włosów oszronionych siwizną na czworo. Nigdy nie wiadomo, ile ciężarów jeszcze przyjdzie dźwigać na głowach steranych myśleniem nad odwiecznymi problemami: Jak przetrwać? Jak wcisnąć na następcę z góry upatrzonego kandydata? Jak wytłumaczyć, że to absolutny zbieg okoliczności, iż kandydat na następcę ma to samo nazwisko, co ustępujący? Nikogo nie można przecież dyskryminować z powodu brzmienia nazwiska czy profilu genetycznego – przekonywali. Nie po to nasi ojcowie i dziadowie walczyli, aby ich synowie i wnuki były skazane na tułaczkę po świecie, po obcych genetycznie uczelniach, po nieprzyjaznych radach wydziałów. Nie po to!
 
Refundolodzy
 
Wykład inauguracyjny na Wydziale Refundologii
 
 Wykład inauguracyjny pierwszego rocznika studiów zaocznych na Wydziale Refundologii zgromadził całe zacne grono pedagogiczne. W pierwszym rzędzie zasiedli wykładowcy i szefowie katedr Pesologii Praktycznej, Adresologii Receptowej, Datologii oraz Wystawiania i Realizowania Recept. Obok zacnych profesorów na katedrze przycupnął młody docent, szef świeżo utworzonego i znakomicie rokującego na przyszłość Zakładu Pomiaru Szerokości Recepty. Kadrę drugiego roku studiów dopiero kompletowano. Planowano utworzyć Katedrę Anatomii Pobieżnej, Klinikę Chorób Nieskomplikowanych oraz Katedrę Taniej Farmakologii. Trzeci rok studiów miał być poświęcony zgłębianiu esencji zawodu refundologa i nowoczesnej bezsensologii medycznej. Tu już przedmioty były trudniejsze. Weźmy choćby taką bezsensologię strukturalną! Jak ta gałąź nauki dynamicznie się rozwija! Ledwie opracowano plan szkolenia studentów, a już wszystko było nieaktualne! Nowe struktury, nowe zadania i cały program nauczania poszedł do kosza!

Absolwenci refundologii po trzech latach studiów w trybie zaocznym otrzymywali PWR, czyli Prawo Wypisywania Recept. Do czuwania nad wdrożeniem nowych graczy na rynku medycznym utworzono Główny Rejestr Medyczny. Lekarzy i Refundologów na mocy nowej ustawy, którą nocna zmiana Sejmu Sarmalandii napisała na poufne zlecenie Ameerland Global Bank, nazywać się miało pracownikami medycznymi. Zalecano unikanie terminu lekarz, bo cóż to właściwie za różnica, skoro przewidziano także dla refundologów posiadanie magicznego wyposażenia gabinetu medycznego, jakim była pieczątka przystawiana na recepcie.
Zresztą tych wykształconych według dawnych reguł lekarzy było coraz mniej, głównie wiekowych osobników, a przez to zwykle niezdolnych do emigracji o własnych siłach do innych krajów lub do przekwalifikowania się na inne zawody. Jedna, druga kontrola, nalot na wystawione recepty, a starsi państwo milkli, kurczyli się w sobie i siedzieli cichutko jak myszki pod miotłą.
– I tam jest ich miejsce – mawiał dyrektor Departamentu Kontroli Adaś Dowcipnicki w Narodowym Bracie Płatniku. – Mają siedzieć cicho, bo ich wymieciemy na śmietnik historii – dodawał, gdy do jego wrażliwych uszu dochodziły pojedyncze popiskiwania niezadowolenia.
 
Całość powieści
 
Krystyna Knypl
GdL 10 /2023